Myli mi się to co czuję, z tym co myślę, że czuję...
Decyzję o wyjeździe z Maxem do Hiszpanii podjęła pod wpływem chwili, zupełnie nie zastanawiając się nad możliwymi konsekwencjami tej wycieczki. Chciała tylko uciec. Schować się przed całym światem. Wyjechać gdzieś gdzie nikt nie będzie jej znał. Od momentu gdy media dowiedziała się o rozpadzie związku Kim i Toma nie dają jej spokoju. Dziennikarze całymi dniami stoją pod domem z aparatami zawieszonymi na szyi, utrudniając codzienne życie. Dlatego też Kim wraz z ojcem i przyjaciółką podjęła decyzje o wyprowadzce. Przez zupełny zbieg okoliczności ojciec Kim dostał ofertę pracy w Wittmund przebijającą inne otrzymane wcześniej oferty zatrudnienia. Powoli już przygotowywali się na zakup nowego domu. Postanowili, że wszyscy zamieszkają razem, Kim, Timo, Ronnie, Lea i pan Rosner.
Co do wyjazdu z Maxem to w otoczeniu Kim nie było ani jednej osoby która cieszyłaby się na ten wyjazd. Każdy mówił jej by się nad tym dobrze zastanowiła. Bali się o nią i o małego Timo. Zupełnie nie wiedzieli czego mogą się spodziewać po jego zachowaniu. Ostatnio gdy cała rodzina się z nim widziała nie był raczej przyjaźnie do nich nastawiony. Lecz ona zawsze wierzyła, że jest dobrym człowiekiem tylko bardzo zagubionym i samotnym, dlatego też postanowiła z nim wyjechać. A poza tym małemu Timo przyda się trochę dłuższy wyjazd z ojcem.
***
Przysiadła na plaży, w oddali mały Timo bawił się z Maxem śmiejąc się przy tym i gaworząc głośno, a ona w końcu mogła odpocząć. Chwilami nawet udawało jej się zapomnieć o przykrych przeżyciach. Nie ukrywała swoich obaw związanych z wyjazdem z Maxem, ale chłopak ku jej zaskoczeniu udowodnił przez te kilka dni, że dorósł może jeszcze nie do roli ojca, ale dostrzegła w nim potężne zmiany o których kiedyś mogła tylko pomarzyć.
Szurała lekko stopami po rozgrzanym piasku bujając się delikatnie na huśtawce przywieszonej na jednym z drzew tuż przy zejściu do morza. Popijała dobrze schłodzoną latte i z uśmiechem wpatrywała się w fale obijające się o brzeg. Widok był powalający. Zachodzące różowo pomarańczowe słońce, zrobiło śliczne smugi na czystym, bezchmurnym niebie.
Wraz z Kim do Hiszpanii przyleciała Lea. Nastolatka zastąpiła miejsce zakochanej Ronnie, która na krok nie chciała puścić Billa. Oboje postanowili skorzystać z faktu, iż chłopcy mają tydzień wolnego i polecieli do Paryża, ale prawda jest taka, że dopóki Kim się nie polepszy Bill ukróci swoje wizyty, tak aby nie przypominać jej na każdym kroku o tym jak podle postąpił z nią jego brat.
***
Lea właśnie usypiała siostrzeńca w sypialni Kim. Maluch zasnął już po kilku chwilach, zmęczony przeżyciami związanymi z przelotem i prawie całym dniem beztroskiej zabawy. Zapaliła małą lampkę w kształcie Scooby-Doo stojąc na szafce nocnej w razie gdyby Timo się przebudził i po cichu wyszła do swojego pokoju na poddaszu z którego widok z okna rozciągał się na całą panoramę wybrzeża. Ułożyła się wygodnie na łóżku, które stało naprzeciw wyjścia na taras.
Gdy zeszła na dół do kuchni zauważyła w niej Maxa. Wyglądał na zmartwionego. Z lodówki wyciągnęła dwie zimne puszki coli, ze szczerym uśmiechem na twarzy wręczyła chłopakowi jedną z nich.
- A gdzie się podział twój uśmiech?- spytała niepewnie zaczynając rozmowę. Ona w przeciwieństwie do swojego ojca wierzyła w dobre intencje Maxa i jego "cudowną" przemianę.
- Martwię się o nią- wskazał wzrokiem na brunetkę siedzącą na brzegu morza
- To ty masz uczucia?- burknęła bezczelnie, nie kryła zdziwienia. Bardzo ją bolał fakt, że po raz kolejny ktoś odważył się zranić uczucia jej siostry.
- Jakbym słyszał Ronn- zaśmiał się- jak bardzo musiał zranić ją ten idiota, że znów tak się zamknęła w sobie
- Tak samo jak ty- wtrąciła- debilu. Idź do niej. Nie powinna być teraz sama- otworzyła mu drzwi na taras- wiesz, że się do tego nie przyzna ale musi się komuś wygadać- rzucając krótkie dzięki do Lei wyszedł na taras.
Przyglądał się spokojnie Kim. Wyglądała tak ślicznie gdy promienie słońca padały na jej idealnie opalone ciało, a jasna długa sukienka tylko dodawała jej uroku. Włosy miała związane w lekkiego rozwalającego się koka. Podszedł do niej po cichu, pchnął lekko huśtawkę na której siedziała Kim.
- Czy ty mi kiedyś wybaczysz?-spytał cicho siadając naprzeciw dziewczyny
- A o co konkretnie pytasz?- zaśmiała się subtelnie- troszkę się tego nazbierało
- Choćby to, że zostawiłem was samych wtedy kiedy najbardziej mnie oboje potrzebowaliście...
- Było minęło-oznajmiła- fakt. Było mi trudno samej zmagać się z tym całym zamieszaniem, ale teraz wiem, że dobrze, że tak się stało. To wszystko co się stało tylko mnie umocniło w przekonaniu, że jestem silna- zeskoczyła z huśtawki i usiadła tuż obok Maxa
- Nigdy nie było okazji żebym ci o tym powiedział, ale świetnie sobie radzisz jako matka. Zawsze wiedziałem, że będziesz idealną matką mojego dziecka- objął ją ramieniem, delikatnie muskając ustami jej bark na którym oparł podbródek
- Samej łatwo mi nie było. A szczególnie teraz- posmutniała
- Czyli to z Tomem to już definitywny koniec?- spytał ciekawy
- Na to wygląda- odparła uśmiechając się nerwowo
- Naprawdę mi przykro- szepnął- Ronn powiedziała mi jak cię potraktował. To było podłe z jego strony
- Zachował się zupełnie jak ty. Uciekł gdy tylko zrobiło się niewygodnie i zbyt poważnie. Umiem sobie radzić z bólem dzięki tobie. Obiecałam sobie, że już nigdy nie będę tak głupia żeby pozwalać sobie na takie traktowanie. Niczym sobie na nie nie zasłużyłam.
- Nie wiedziałem, że sprawiłem ci w życiu tyle przykrości. Nie chciałem...
- A no sprawiłeś- rzuciła krótko- Ale na pewno mniej niż Tom- gwałtownie odwróciła głowę w inną stronę, aby Max nie widział jej zeszklonych łzami oczu
- Obaj potraktowaliśmy cię podle i nieludzko. Nie zasłużyłaś na to wszystko, przepraszam- chwycił w dłonie jej głowę i odwrócił w swoją stronę, ocierając małą łezkę spływającą po policzku dziewczyny
- Max- odtrąciła go od siebie- umówmy się, że co było to było i nie wracajmy więcej do tego- starała się powstrzymać od wrednych komentarzy pod adresem chłopaka, bała się, że gdy tylko powie mu co tak naprawdę czuła gdy ją zostawił on nie zrozumie i będzie się z niej śmiał.
- Dziękuje i przepraszam- powiedział, po czym podniósł się z ziemi, otrzepał się z piasku i zostawił ją samą. Znał ją na tyle aby rozpoznać po jej zachowaniu, że nie ma ochoty z nim więcej rozmawiać.
***
Spał spokojnie w swojej sypialni, gdy nagle ze snu wybiło go głośne trzaskanie drzwiami. Z początku myślał, że to przeciąg więc przekręcił się na drugi bok i usiłował zasnąć na nowo. Jednak po pewnym czasie z korytarza znów można było usłyszeć trzaskanie drzwi. Zaspany zerwał się na równe nogi i wychylił się z pokoju. Nie zauważył nic niepokojącego więc wrócił z powrotem do siebie.Jednak dziwne odgłosy rozchodzące się po parterze nie dały mu spokoju. Zarzucił na siebie bluzę dresową i po cichu zszedł na dół.
W łazience paliło się światło, zapukał lekko, oparł delikatnie głowę o framugę.
- Wszystko w porządku?- spytał zaniepokojony
- Teraz już chyba tak- odparła wycieńczona Kim otwierając drzwi
- Coś się stało?- spytał troskliwie
- Nie, chyba się czymś zatrułam- odparła polewając się zimną wodą, oparła się o umywalkę ciężko wzdychając
- Nie wygląda mi to za dobrze- zerknął na ledwo trzymającą się na nogach dziewczynę- jesteś cała rozpalona
- Nic mi nie jest. Wracaj spać. Ja zrobię to samo i do juta na pewno mi przejdzie- ostatkiem sił uśmiechnęła się do chłopaka
- Ja bym tego tak łatwo nie bagatelizował- przytulił ją do siebie
- Jak zwykle wyolbrzymiasz problem- odparła przysiadając na podłodze
- Pojedziemy do szpitala. Jak powiedzą, że to nic poważnego to wtedy przyznam ci rację- oznajmił stanowczo- idź się ubierz, a ja lecę młodą obudzić
Jak powiedział tak zrobił, nie chciał zdenerwować Lei więc powiedział jej, że oboje z Kim nie mogą zasnąć i idą się przejść. Wiedział, że gdy tylko powie nastolatce o wszystkim ta zacznie niepotrzebnie panikować. Wręczył dziewczynie elektryczną nianię, po czym wszedł po cichu do pokoju synka i włączył drugą krótkofalówkę. Tak słodko spał, uśmiechając się przez sen. Z podłogi podniósł pluszowego misia i położył obok chłopca, po czym wyszedł.
Ledwo trzymająca się na nogach Kim już na niego czekała w przedpokoju. Zarzucił na nią kurtkę, bo odkąd tylko przyjechali noce w Hiszpanii jak na złość zaczęły być zimne i pomógł jej wsiąść do samochodu.
Max nie zdążył na tyle poznać miasta aby mógł szybko się po nim poruszać. Jednak po dwudziestu minutach podjechali pod najbliższy szpital. Przerażony pogarszającym się stanem Kim, wziął dziewczynę na ręce i nawet nie zamykając auta wbiegł z nią na izbę przyjęć. Gdy tylko pielęgniarki ujrzały zwiotczałe ciało Kim odrazu kazały położyć ją na jednym z łóżek szpitalnych. Starsza kobieta usiłowała wydobyć z Maxa potrzebne informacje jednak ten powtarzał w kółko tylko- ratujcie ją!- dopiero gdy zobaczył ją leżącą bez ruchu i kompletnie nie kontaktującą ze światem zaczął się o nią martwić. Tysiące myśli przelatywały mu przez głowę. Wiedział, że nie daruje sobie jeśli dziewczynie coś się stanie. Siedząc w zimnej poczekalni zaczął zastanawiać się jak mógł nic nie zauważyć,przecież znał ją na wylot, a mimo to niczego nie się nie domyślał.
Lekarze bez chwili zastanowienie zajęli się Kim.Dobrze zdawali sobie sprawę, że z dziewczyną nie jest dobrze.
Po godzinie, która Maxowi wydawała się nie mieć końca z sali zabiegowej wyszedł młody mężczyzna. Z początku zaczął mówić do niego po hiszpańsku, lecz gdy tylko zorientował się, że chłopak go nie rozumie usiadł przy nim i spojrzał na niego.
- Skąd jesteście?- spytał powoli po hiszpańsku
- Z Niemiec- odpowiedział, tyle jeszcze pamiętał ze szkoły
-Uff, ulżyło mi- odpowiedział zadowolony lekarz po niemiecku- to twoja siostra?
-Nie, dziewczyna- odparł. Bał się, że jeśli lekarz usłyszy, że nie jest kimś z rodziny nie udzieli mu żadnych informacji na temat stanu Kim- co jej jest? Wyjdzie z tego?
- Spokojnie, nic jej się nie stało. Przez jakiś czas będzie osłabiona, musisz się nią teraz zaopiekować. W najbliższym czasie będzie cię bardzo potrzebowała- uśmiechnął się do chłopaka. Ulżyło mu, najważniejsza była wiadomość, że nic nie zagraża jej życiu- za kilka miesięcy już wszystko się unormuje- poklepał go po ramieniu i podniósł się z ławki.
- Ale nie powiedział mi pan co jej jest- odparł podnosząc się na równe nogi
- Co ze mnie za lekarz- uderzył się dłonią w czoło- musisz mi wybaczyć, nie śpię już 34 godziny. Twoja dziewczyna jest w ciąży. Gratuluje- uścisnął mu dłoń po czym zniknął w ciemnym korytarzu
- Super- ucieszył się kierując się do sali w której leżała Kim- zaraz!- ocknął się- jak to w ciąży...-nagle zrobił się blady jak ściana i zrobiło mu się słabo. Podparł się ściany i starał się ochłonąć przed wejściem na salę. Wziął kilka głębokich oddechów i pchnął delikatni drzwi. Leżała tam zapłakana- czyli już wie- szepnął pod nosem. Usiadł na skaju łóżka i spojrzał na roztrzęsioną dziewczynę. Złapał ją za dłoń- Kim, wszystko się ułoży. Tom na pewno jak tylko dowie się o dziecku ogarnie się
- Nie dowie się- odpowiedziała cicho lecz stanowczo. Była na siebie wściekła. Jak znów mogła sobie pozwolić na tak głupi wybryk. Tym razem było dokładnie tak jak poprzednim razem z Maxem. Zadała sobie sprawę, że ciężko jest jej samej zajmować się Timo, a co dopiero będzie gdy na świecie pojawi się kolejne niczemu winne dziecko.
- Kimuś, nie możesz mu tego zrobić. Ma prawo wiedzieć o dziecku- starał się bronić Toma. Na początku wyjazdu łudził się, że może do siebie wrócą i wspólnie będą wychowywać ich syna, lecz znał ją za dobrze i po jednej z rozmów zdał sobie sprawę z tego, że ona naprawdę kocha Toma. Wiedział, że dziewczyna jest wstanie zrobić wszystko by być z nim szczęśliwą. Do tego stopnia, że jest w stanie zapomnieć o przykrościach które wyrządził jej Tom.
- Jak ja o tym powiem ojcu- załkała zaciskając pięści i uderzając nimi w materac
- Nie martwmy się tym teraz. Wrócimy do domu i na spokojnie pomyślimy co dalej- odparł podając jej kurtkę.
Pomimo tego, że Kim coraz lepiej się czuła lekarze postanowili zrobić jeszcze kilka szczegółowych badań ze względu na ciążę. Chcieli upewnić się czy płód rozwija się prawidłowo. Lekarz poinformował ją, że jest to dopiero pierwszy miesiąc ciąży, więc Kim dobrze zdawała sobie sprawę kiedy doszło do zapłodnienia. Tego felernego dnia. Sądziła, że już nie może być gorzej, a tu proszę. Niedługo zostanie mamą wychowującą samotnie dwójkę małych dzieci. Nigdy nie przypuszczała, że taka będzie jej przyszłość. Jeszcze niedawno planowała wrócić na studia, a teraz powrót na uczelnie to jej najmniejsze zmartwienie. Nie bała się też o to, że sobie nie poradzi,wiedziała, że jest na tyle silna by udźwignąć całą tą sytuacje. Choć kilka razy przez głowę przeszła jej myśl, że sobie nie poradzi i może należy usunąć ciążę. Dziecko które w sobie nosi nie jest niczemu winne. Sama przed sobą obiecała, że urodzi to dziecko choćby miała być zdana tylko na siebie.
Gdy tylko Kim otrzymała wypis ze szpitala wrócili do domu. Postanowili, że narazie nikomu nie powiedzą o ciąży, dziewczyna chce sobie zrobić grunt, aby mogła na spokojnie powiedzieć o tym rodzinie.
Myśl o ciąży powodowała, że Kim popadała w jeszcze większą depresję. Nie mogła się pogodzić z faktem, że znów okazała się tak zupełnie nieodpowiedzialna.
- Naprawdę nie zamierzasz poinformować Toma?- spytał Max wsiadając z Kim do auta
- Może później, teraz na pewno nie. Poza tym i tak nie będzie chciał ze mną rozmawiać- oparła głowę o zagłówek i usiadła wygodnie
- Wiesz, że jak powiesz o tym Ronnie to on wtedy na pewno się od niej dowie, nie lepiej będzie jeśli mu o tym sama powiesz?
- Jutro się będę nad tym zastanawiać. Teraz jedyne czego chce to położyć się spać- ziewnęła przykrywając się kurtką Maxa, po chwili zasnęła.
Matko, czekałam tak długo, że już zapomniałam jak bardzo lubię Twoje opowiadanie, Twój styl pisania i te przygody. Z ciążą strasznie mnie zaskoczyłaś, chyba nikt się tego nie spodziewał. Niech Tom się nie wygłupia i wraca natychmiast tam gdzie jego miejsce! Jestem Twoją stałą czytelniczką i mam nadzieję, że nie każesz mi znowu tyle czekać...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny! :*
Buziaki <3
Natalie
Obiecałam, że nadrobię, więc jestem :)
OdpowiedzUsuńPrzyznam szczerze, że dziwnie czyta się o życiu i dorastaniu małego dziecka. Tym bardziej, kiedy ma się 19 lat i żadnych małych dzieci wokół siebie. To zupełnie obce dla mnie.
Momentami ciężko mi było przebrnąć prze kłótnie i wahania nastrojów bohaterów. Ten element opowiadania jest lekko przesadzony (przynajmniej jak dla mnie). Nie chcę powiedzieć, że normalni ludzie się tyle nie kłócą, ale to wszystko lekko wybija mnie z rytmu.
Wiele fragmentów jest dla mnie niespójnych, znalazłam kilka literówek i kilkadziesiąt braków przecinka (z tego cię akurat rozgrzeszam, bo sama czasami mam z tym problemy), ale muszę cię przede wszystkim pochwalić, bo widzę dużą poprawę w stosunku do pierwszych rozdziałów. Rozwinęłaś się i naprawdę piszesz lepiej.
Jeden z elementów nad którym powinnaś popracować to fabuła. Może nie do końca chodzi mi o nią samą, ale o to jak rozplanowujesz odcinki. Trochę za dużo tu chaosu i przypadkowości. Ok, może przesadzam, ale, kurczę, czegoś mi tu brakuje.
Mam nadzieję, że będziesz pisać dalej. Pamiętaj! Praktyka czyni mistrza!
Ściskam mocno i życzę weny :)
P.S. Jak postępy z moim szablonem?
P.S 2 Co z schatz-du-arschloch? Będziesz kontynuować tego bloga? Mam nadzieję, że tak
Wracam po dość długiej nieobecności, a zupełnie nie mam pojęcia, jak to skomentować. I nie chodzi o to, że jest tak źle. Broń Boshe! Jest naprawdę świetnie i wciąż uśmiecham się pod nosem, czytając to opowiadanie. Lubię Twoich bohaterów, są prawdziwi, choć momentami aż do obłędu, ale wiem, że na świecie rzeczywiście istnieją takie persony. Chyba zbyt długo mnie tutaj nie było i po prostu wypadłam z rytmu pisania komentarzy u Ciebie... Przepraszam i obiecuję poprawę. W każdym razie coś czuję, że Tom prędzej czy później dowie się o tym dziecku i postanowi pokazać, że nie boi się konsekwencji swoich czynów oraz odpowiedzialności za nie. Kocha Kim i nie pozwoli, by po raz kolejny została z tym wszystkim sama. I coś czuję, że Bill już go postawi zaraz do pionu.
OdpowiedzUsuńDużo weny Ci życzę i czekam na ciąg dalszy! :3