niedziela, 14 października 2012

001. (..)to wszystko należy do przeszłości. Ja jestem inna, więc i on nie mógł pozostać taki sam.

       


              Był pochmurny, smutny dzień. Szesnastoletnia wówczas Kim siedziała w bibliotece i czytała jakąś książkę. Jej stan zdrowia z dnia na dzień się poprawiał. Nie miała tam żadnej koleżanki, była sama jak palec, pomimo tego, że w ośrodku jest już od czterech miesięcy. Wszyscy traktowali ją jakby była trędowata, a jej wcale, a wcale to nie przeszkadzało. Od czasu kiedy zmarła jej matka, zaczęła być skryta, nieśmiała i niemiła. Każdy gest pomocy odpychała z potrójną siłą. Była bezradna, ale bała się przed kimś otworzyć. Odłożyła książkę na półkę i poszła do swojego pokoju. Po drodze spotkała grupkę ludzi przy głównym wejściu do ośrodka. Jeden z chłopaków strasznie krzyczał, z tego co usłyszała wynikało, że koleś wcale nie chciał tu zostać, ale chybka nikt tak naprawdę nie chce tu być. Wprawdzie nie jest tu tak źle jak w więzieniu, ale za dobrze to też nie jest. Weszła do swojego pokoju, odłożyła bluzę i usiadła na parapecie wyglądając przez okno na szczęśliwe dzieciaki bawiące się na podwórku, lepiące bałwany i rzucające się śnieżkami. Po chwili usłyszała ciche pukanie do drzwi. Odparła równie cicho”proszę” i zsunęła się z parapetu.  

- Jak się dzisiaj czujesz? -spytała uśmiechnięta p. Foster 
- Dobrze – odparła krótko 
- Widziałam, że byłaś na korytarzu jak przyjmowaliśmy nowego podopiecznego- zaczęła niepewnie – myślę, że moglibyście się dogadać, przecież nie możesz tu być sama do końca leczenia – powiedziała przytulając brunetkę 
- Ale mi jest dobrze tak jak jest. I wcale nikogo nie potrzebuje – uśmiechnęła się i wróciła na parapet  

***  

- Hej. Mogę się dosiąść?- spytał niepewnie blondyn 
- Jak musisz - odparła Kim 
- Dla wszystkich jesteś taka oschła? -spytał zdziwiony 
- Tak – powiedziała otwierając butelkę z sokiem pomarańczowym 
- Może pomóc? -uśmiechną się lekko, na widok Kim która nieudolnie próbowała odkręcić korek 
- Proszę – zwróciła się do chłopaka podając mu butelkę 
- Jestem Tom. A ty? -spytał podając dziewczynie butelkę 
- Kim- odpowiedziała krótko, po czy wypiła łyk soku i odeszła od stołu 
- Miło się z tobą gadało – powiedział sam do siebie i powrócił do konsumowania posiłku                                    
               
                Kim była zdziwiona zachowaniem chłopaka. Nikt wcześniej nie rozmawiał z nią, a tym bardziej nie dosiadał na stołówce. Zmęczona po obiedzie ruszyła do swojej samotni.                        
               Dni mijał, a Kim coraz częściej spotykała się i rozmawiała z Tomem. Po trzech tygodniach spędzonych w ośrodku nie mogli bez siebie egzystować. Każdy posiłek jedli razem, każdą wolna chwilę spędzali ze sobą. Nawzajem leczyli siebie od uzależnienia w niepozorny sposób – rozmowa. To wystarczyło, żeby oboje dostrzegli co w życiu ważne. Wiedzieli o sobie wszystko, dogadywali się bez słów. No i w końcu się stało. Zdali sobie sprawę z tego, że to chyba nie jest tylko przyjaźń. Coraz częściej o sobie myśleli. Zaczęli patrzeć z zupełnie innej strony, aż w końcu doszli do wniosku, że to chyba jest miłość. Jednak to nie trwało tak długo jak by tego chcieli. Okazało się, że Tom przyjechał do monaru tylko na kilka miesięcy, bo na to pozwala mu menager i producenci.  

- Obiecaj, że zadzwonisz- szepnęła przytulając mocno Toma 
- Obiecuje – pocałował ja i wyszedł ciągnąc za sobą torbę z ubraniami  

                                                             
Jednak nie zadzwonił...

***

                  Zdenerwowana brunetka wsiadła do swojego auta mocno zatrzaskując za sobą drzwi. Odpaliła silnik, przekręcając kluczyk w stacyjce i odjechała spod domu z piskiem opon. Włączyła muzykę, podkręciła basy i odpłynęła. Nerwy w jednej chwili odpuściły gdy usłyszała głos swojego chłopaka dochodzący z głośników auta. Po dwudziestu minutach zaparkowała pod niebieskim budynkiem. Wysiadła z auta i pewnie podążała w kierunku dużych szklanych drzwi. Delikatnie popchnęła je i weszła do środka. Szybkim krokiem ruszyła do windy, wcisnęła guzki z liczbą 5 i odwróciła się w stronę lustra żeby ułożyć włosy i musnąć usta błyszczykiem. Po chwili usłyszała donośny głos swojego chłopaka, wydawał się bardzo zdenerwowany. Wbiegła do studia i nie mogła uwierzyć w to co zobaczyła.

- Tato?! Co ty tu robisz? - krzyknęła zdziwiona
- Kim. Nie wtrącaj się! - odkrzykną czterdziestopięcioletni  brunet
- Zostaw go! - krzyknęła podbiegając do ojca i odrywając go od swojego chłopaka
- Jak chcecie, ale ty możesz się już pakować. Nie będę wychowywał jego bękarta - powiedział i wyszedł trzaskając drzwiami
- Nikt cie o to nie prosi! - krzyknęła za wychodzącym ojcem- Co on od ciebie chciał? - podbiegała do blondyna
- Żebym z tobą zerwał i miałem cie namówić na usunięcie ciąży - powiedział patrząc na nią smutno wtulając się w nią mocno. Kim oderwała się od chłopaka i wybiegła za ojcem. Była wściekła. Nie wiedziała jak mogło mu coś takiego do głowy.
- Zadowolony jesteś z siebie? - krzyknęła płacząc- Myślałam, że jesteś po mojej stronie. Jednak się myliłam - odparła wściekle patrząc na ojca
- Nie tak cie wychowałem. Jestem zawiedziony. Myślałem, że pobyt w monarze czegoś cie nauczył. Jednak ty jesteś zwykłą ćpunką i dziwką - powiedział wsiadając do auta
- Jutro przyjadę po swoje rzeczy - powiedziała oschle odwracając się na pięcie i wracając do studia. Opadła na dużą granatową kanapę i schowała twarz w dłonie. Czuła, że małe słone krople spływają jej po policzkach, nie sądziła, że tak się to wszystko potoczy. Oparła głowę o ścianę i próbowała się uspokoić.
- Kim - zwrócił się Max - jakoś sobie damy rade. Na razie zamieszasz u mnie, a później jak już się maleństwo urodzi to poszukamy jakiegoś domu dla naszej rodzinki - ze wszystkich sił próbował ją pocieszać. Sam nie miał pojęcia jak to wszystko się potoczy. Nie do  końca docierała do niego informacja, że za sześć miesięcy zostanie tatą - chodź, jesteś zmęczona, za dużo wrażeń jak na jeden dzień. Jedziemy do domu - przytulił ją po czym pomógł jej wstać z kanapy - chłopaki - zwrócił się o kumpli - jutro dokończymy - uśmiechną się delikatnie i wyszli do auta

 *** 

- Dzień dobry myszko- Max uśmiechną się szeroko całując Kim w policzek, po czym odkrył kołdrę, podciągną jej bluzkę i przytulił się do brzuszka. W prawdzie brzuch nie był jeszcze duży, ale on uwielbiał się do niego przytulać i mówić do niego. Ciągle powtarzał, że to będzie syn.
- Hej - odwzajemniła uśmiech, przeciągając się leniwie
- Rozmawiałem już z mamą. Powiedziała, że dopóki nie będziemy gotowi na samodzielne zamieszkanie możecie mieszkać tutaj - przytulił się do niej
- Obiecuje, że nie będę jej długo siedzieć na głowie. Dzisiaj pojadę po swoje rzeczy i jak tylko wrócę to zacznę szukać jakiegoś mieszkania - odparła
- Nie wygłupiaj się. Niby skąd będziesz brała pieniądze? Daj spokój. Moja mama nam pomoże - oburzył się
- Pójdę do pracy - powiedziała odsłaniając rolety w oknach
- Zapomnij! Nie pozwolę ci - powiedział stanowczo
- Dzieciaki! Śniadanie! - krzyczała z dołu mama Maxa
- Już idziemy! - odkrzyknął jej blondyn
- Co dzisiaj planujecie? - spytała radośnie mama Maxa
- Ja muszę do studia pojechać, a Kim jedzie po rzeczy do ojca – odparł zajadając się kanapkami
- Dzieciaki, zastanówcie się jeszcze czy to na pewno dobry pomysł. Może uda wam się jeszcze pogodzić – powiedziała łudząc się
- Nie chce mieć z nim już nic wspólnego. Obiecuje, że nie będę tu długo. Dzisiaj wieczorem zabiorę się za szukanie jakiegoś mieszkania – uśmiechnęła się popijając gorące kakao
- Nie ma mowy! Zostajesz tu dopóki mój syn się nie urodzi! – oburzył się Max
- Synku może Kim ma racje, ja oczywiście się ciesze, że będziesz z nami mieszkać, ale sama dobrze wiesz, że nie mamy za dużo pieniędzy i ciężko jest nam utrzymać pięcioosobowa rodzinę – powiedziała bardzo niepewnie
- Niech mi pani da tydzień. Obiecuje, że znajdę jakieś mieszkanie – powiedziała wstając od stołu
- I niby za co ma wynajmować to mieszkanie? -spytał Max, wychylając się za Kim czy aby na pewno nie słyszy tej rozmowy – ma iść do pracy? W trzecim miesiącu ciąży?
- Synku, spróbuj mnie zrozumieć. Ja nie chce dla was źle, ale sam dobrze wiesz jakie mamy problemy finansowe, a ty wcale się nie dokładasz chociaż zarabiasz więcej niż twój ojciec – odparła wyglądając za okno
- Sugerujesz, że mam się wyprowadzić z domu? - spytał zdziwiony
- Nie. Ale mam nadzieje, że jak będziesz miał swoją rodzinę to kiedyś mnie zrozumiesz – powiedziała i wyszła do ogrodu      

              Wściekły Max wrócił do swojego pokoju, trzaskając za sobą drzwiami. Opadł na łózko i przykrył głowę poduszką. Bezradna Kim usiadła na końcu łóżka nie odzywając się. Blondyn po chwili uniósł się i poparł na łokciach.

- Zawieść cie do ojca? -spytał po chwili milczenia
- Nie. Lepiej żebyś się tam nie pokazywał. Sama sobie poradzę – powiedziała wstając z łózka
- Czekaj! - złapał ją za rękę i przyciągną do siebie
- Hmm?-zerknęła na niego obojętnym wzrokiem
- Kochasz mnie jeszcze? - spytał
- Oczywiście, że tak – odparła namiętnie go całując po czym zeszła z niego i zaczęła się ubierać
- Jak wrócę wieczorkiem to poszukamy jakiś mieszkań- pocałował ją w kark i wyszedł z pokoju. Ona uśmiechnęła się szeroko, łapiąc się  jedną ręką za brzuch, a drugą machając chłopakowi na pożegnanie.

2 komentarze:

  1. Uwielbiam! Kocham! Ubóstwiam!
    - Uwielbiam twoje nietuzinkowe pomysły na opowiadania
    - Kocham cię za to, że po prostu przy mnie jesteś ;* [Naprawdę wielkie dzięki za wszystko co dla mnie robisz]
    - Ubóstwiam każde opowiadanie, które jest pisane przez twoje paluchy xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Kim i Max są uroczy. Jak widać pozbierała się po Tomie, a może nie? Dlaczego do niej nie zadzwonił? Bo tak było łatwiej? Pobawił się nią a potem zostawił, a przynajmniej tak to wygląda. Jestem ciekawa ciągu dalszego, także idę czytać dalej :3

    OdpowiedzUsuń